O kolorze słów kilka z Kamilem Głowackim – współwłaścieielem marki JUSTedit możecie poczytać poniżej.
Kamilu dziękuję, że znalazłeś czas aby odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących koloru w fotografii.
Dla mnie to bardzo miłe urozmaicenie. Choć nie mogliśmy przeprowadzić tego wywiadu twarzą w twarz to i tak rozmowa z drugą osobą jest tym czego nam wszystkim brakuje w czasie pandemii.
To pytanie może wydać się tendencyjne, ale proszę powiedz kilka słów o tym jak zaczęła się Twoja przygoda fotograficzna.
Oczywiście nie będę tu mówił o tym, że urodziłem się z aparatem w ręku. Tak nie było, choć faktycznie Zenit 12XP był ze mną odkąd pamiętam i to dzięki zamiłowaniu taty do fotografii mam dziś tyle uwiecznionych wspomnień. Z moich fotograficznych początków do dziś pamiętam styczniowy dzień kiedy wykonałem jedne ze swoich pierwszych odbitek w ciemni w trakcie zajęć w kole fotograficznym a potem zabrałem jeszcze mokre odbitki i z pewnego rodzaju nabożeństwem niosłem je do domu aby pokazać rodzicom. Z domu kultury do domu nie miałem daleko ani nawet pod górkę, ale docierając do klatki schodowej nie czułem już opuszków palców a zdjęcia pokryły się pięknymi wzorami zamarzającej wody. Pamiętam jak pod letnią wodą próbowałem rozkleić odbitki i jednocześnie przywrócić krążenie w opuszkach palców. Było to bardzo fizyczne doświadczenie, a jednocześnie tak emocjonalne, że zapamiętałem je na resztę życia. I szczerze mówiąc tego w obecnej erze cyfrowej mi trochę brakuje. Tęsknię za tą fizycznością fotografii bo robienie odbitek w ciemni zawsze sprawiało mi radość, choć chyba najlepiej pamiętam właśnie tę pierwszą przygodę. Oczywiście wtedy była to fotografia czarno-biała gdyż jej post proces w ciemni był dużo prostszy i tańszy.
Poruszasz tu bardzo ciekawy wątek fizyczności procesu fotografowania do którego mam nadzieję wkrótce wrócimy. Chciałbym zatem podpytać kiedy zaczął się kolor w Twojej fotografii i dlaczego stał się ważny.
W kolejnych latach kiedy zacząłem współpracę z moim wujkiem przy ślubach zarzuciłem ciemnie i skupiałem się na fotografowaniu a postprodukcję filmów zlecaliśmy w laboratorium. Oczywiście tam też stałem nad moim zaprzyjaźnionym laborantem i wspólnie pilnowaliśmy procesu. Uwielbiałem to uczucie kiedy pozwalał mi robić selekcję zdjęć przeglądając klisze w labie, a jeszcze bardziej lubiłem tę chwilę kiedy zdjęcie wyjeżdżało z maszyny na taśmie i można było poczuć zapach chemii na jeszcze ciepłej odbitce oraz co najważniejsze zobaczyć czy to co sobie zaplanowałem udało się zrealizować. W tym czasie wpływ na kolor był mocno ograniczony. Trzeba było wszystko dobrze zaplanować przed wykonaniem zdjęć. Dla mnie ograniczeniem także były fundusze bo nie mogłem pozwolić sobie na żonglowanie różnymi rodzajami filmów tak aby do każdej sekwencji ujęć dopasować kolorystykę. Innymi słowy to wybrany materiał filmowy definiował nam krzywą kontrastu oraz charakterystykę kolorystyczną.
Z chwilą kiedy zacząłem pracować na cyfrze i po raz pierwszy odpaliłem plik RAW w Photoshopie czułem się trochę jak wtedy kiedy wróciłem z zamarźniętymi odbitkami do domu. To było uczucie fascynacji połączone z ciekawością, znów stałem na początku drogi i zupełnie nie wiedziałem co czeka mnie za zakrętem. Plik RAW pozwalał na dowolną decyzję związaną z balansem bieli, odwzorowaniem kolorów, zafarbami w światłach i cieniach. Nagle to wszystko zależało od mnie a nie od producenta filmu. I wtedy zaczął się kolejny etap mojej odysei. Nie bez powodu używam tu słowa „odyseja”. Otóż nieskończone możliwości cyfrowej postprodukcji zaprowadziły mnie i zapewne wielu początkujących adeptów na mętne wody niezliczonych eksperymentów. Pamiętam swoje pierwsze śluby które obrabiałem po kilka razy szukając tego jedynego stylu. Nadal mam na dyskach zdjęcia obrobione tak, że nie chciałbym ich teraz nikomu pokazać. Przez lata w różnych odstępach czasu zagubiony w możliwościach szukałem świętego grala czyli swojego stylu. W momentach frustracji tęskniłem do czasów kiedy to jednak wybór filmu o wszystkim decydował.
Postanowiłem, że zacznę wszytko od nowa i dużo bardziej systemowo niż robiłem to do tej pory. Tęsknota za filmem i coraz bardziej swobodna praca w Adobe Lightroom, który jak tylko się pojawił zastąpił mi w wielu sytuacjach Photoshopa, złożyła się na decyzję aby zacząć myśleć o obróbce zdjęć przez pryzmat „analogowej” spójności. Chciałem narzucić sobie pewne schematy kolorystyczne które tak jak film będą wymuszały spójność. I zaczęła się kolejna przygoda na kartach mojej kolorystycznej odysei.
Bardzo ciekawe porównanie nauki post produkcji do Odysei. Pozwolisz, że jeszcze kiedyś z niego skorzystam. Powiedz proszę jaki miałeś pomysł na wypracowanie tej spójności kolorystycznej.
Na początku nie było łatwo. Miałem już sporą wiedzę ale cały czas szukałem bardziej efektywnych rozwiązań. Sprawa się skomplikowała kiedy w Ukryte w kadrze zdecydowaliśmy się na pracę na dwóch systemach Canona i Nikona. Moim pierwszym analogowym aparatem z automatyką ustawiania ostrości był EOS 5 i tak już zostało – zmieniały się tylko modele. Wchodząc w cyfrę pracowałem na kolejnych modelach: najpierw z matrycą APS-C, aż w końcu Canon zdecydował się stworzyć mój ulubiony do tej pory model EOS 5D. W ten sposób historia zatoczyła koło od EOS 5 do EOS 5D. Ad Vocem czekam teraz na R5 choć niestety zawirowania w branży ślubnej spowodowane COVID-19 sprawiły, że R5 w naszej stajni raczej nie zagości w tym roku. Wracając jednak do wątku. Nikona kupiliśmy w chwili kiedy firma zdecydowała się wypuścić pełną klatkę D700 z naprawdę dobrym AF w porównaniu do 5D. I w ten sposób zostałem przymuszony do znalezienia rozwiązania, które pozwoliłby uspójnić tzw „kolory canonowskie i nikonowskie”. To był czas kiedy odkryłem możliwość zabawy profilami kolorystycznymi w Adobe Lightroom.
Pierwszy krok niestety wiązał się z zakupem dodatkowego narzędzia, które stanowiło by punkt referencyjny dla moich Canonów i Nikona. Wybór padł na sytem, który dobrze współpracował z produktami Adobe czyli na ColorChecker Passport. I zaczęła się kolejna faza eksperymentów i dopracowywanie workflow. Pierwsze profile wykonane przy pomocy tego narzędzia przyniosły raczej rozczarowanie niż zachwyt. Okazało się, iż zamiast ujednolicić kolory z moich puszek to uzyskiwałem wręcz odwrotny efekt. Jednak kilka prób i dobranie właściwego oświetlenia przy fotografowaniu ColorCheckera pozwoliły na stworzenie profilu, którym z powodzeniem mogłem zastąpić ówczesny Adobe Standard w Lightroom.

Zdjęcie nr 1, ColorChecker Passport, Sławomir Panek, Fotogrupa
Czy coś się zmieniło w Twojej fotografii kiedy zacząłeś pracować na stworzonych przez siebie profilach?
W samym sposobie fotografowanie jeszcze nie, ale w sposobie obróbki bardzo wiele. Uzyskanie jednorodnego punktu wyjścia dla moich zdjęć pozwoliło mi zacząć pracę nad kolorystycznym charakterem, który chciałbym nadać swoim reportażom. Zmieniło się też sporo w fotografii produktowej. W tym miejscu warto wspomnieć, że o ile w reportażu, portrecie, czy fotografii konceptualnej tzw. poprawność kolorystyczna schodzi na dalszy plan (nie mylmy poprawności ze spójnością) o tyle w fotografii komercyjnej, produktowej może być na wagę złota. Dlatego obecnie wszystkie nawet najmniejsze zlecenia komercyjne zaczynam od sfotografowania ColorChecker Passport i stworzenia profilu kolorystycznego pod daną sesję. W tym samy czasie korzystam także z białej karty będącej częścią ColorCheckera aby ustawić balans bieli w aparacie zwyczajowo z użyciem funkcji Custom White Balance. Przy okazji bardzo polecam korzystanie z tej opcji na codzień, bowiem nie tylko ustawiamy wówczas temperaturę ale także korygujemy tintę.
Co masz na myśli mówiąc „W samym sposobie fotografowanie jeszcze nie…”?
Otóż moment kiedy wypracowałem sobie techniczną spójność kolorystyczną i nauczyłem się panować nad kolorem z wykorzystaniem ColorChecker Passport to był dopiero początek do zrozumienia o co chodzi z całym tym kolorem. Wówczas jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że bez wiedzy czym są schematy kolorystyczne i bez wypracowywania w sobie wrażliwości na kolor trudno będzie przeskoczyć na kolejny poziom fotografowania.
Kiedy zatem zdałeś sobie z tego sprawę?
Momentem przełomowym były międzynarodowe warsztaty z fotografem agencji Magnum. To Alex Webb pokazał mi, że nie tylko kompozycja, wieloplany ale także harmonia kolorystyczna ma ogromny wpływ na to w jaki sposób odbierane są nasze zdjęcia. Przez długi czas myślałem, że takie kontrolowanie koloru jest możliwe jedynie w fotografii komercyjnej, gdzie mamy kontrolę nad każdym elementem. Nie spodziewałem się, że fotografia streetowa może podlegać tym samym zasadom choć realizowanym innym środkami. Warsztaty Tomaszem Tomaszewskim pomogły mi zrozumieć nierozerwalną wieź światła i koloru. Bowiem bez światła każdy kot jest czarny. Połączenie tych wszystkich kropek doprowadziło mnie wreszcie do tego, iż zacząłem inaczej patrzeć na kwestie koloru w zdjęciach.
To bardzo ciekawe o czym mówisz mógłbyś pokazać nam jakieś dwa przykłady jak to może działać w praktyce?
Oczywiście. Może posłużę się najświeższymi przykładami z mojego projektu Indian Wedding 2020. Razem ze Sławkiem i Radkiem z Fotogrupy.pl mieliśmy możliwości wykonania zdjęć na hinduskim ślubie w New Delhi. Długo mógłbym się rozpisywać nad przebiegiem 3 dniowych rytuałów ślubnych. Zamiast tego pokaże Wam kilka zdjęć z tego projektu, który okazał się dużo szerszy niż sam ślub.

Zdjęcie nr 2, Projekt Indian Wedding 2020, Kamil Głowacki, New Delhi
Powyższe zdjęcie powstało w trakcie 3 dniowego reportażu ślubnego. Dzieci bawiły się w trakcie Sangeet (impreza dzień przed właściwym weselem). Tradycyjnie w tym wydarzeniu mogły brać udział jedynie kobiety ale współcześnie dopuszczono także mężczyzn. Ponieważ pracowałem w zespole z Sławkiem Pankiem i Radkiem Raduńskim miałem czas na to aby usiąść i poczekać. Na samym początku moją uwagę ściągnął czerwony stół, wykładzina i ciekawie prowadzący cień. Po wstępnym rozeznaniu wiedziałem, iż kolor czerwony w trakcie tego projektu będzie dla mnie ważny, gdyż jest to kolor czystości i w kulturze hinduskiej strój panny młodej jest właśnie w tym kolorze podobnie jak większość dekoracji. Miałem zatem już ustawioną scenę. Wiedziałem też, że w grupie bawiących się dzieci jest chłopiec w czerwonej koszuli i bardzo chciałem go na zdjęciu. Wreszcie po 25 minutach wszystko się złożyło. Choć oczywiście nie musiało. Powyższe zdjęcie wykonałem Leica Q2 miałem także zdjęcia w tej serii zrobione Fuji XT 2 i teraz siadając do obróbki ciesze się, że zabrałem Color Checker i mogłem wykonać zdjęcia referencyjne dla tych dwóch puszek.

Zdjęcie nr 3, Projekt Indian Wedding 2020, Rytuały, Kamil Głowacki, Waranasi
To zdjęcie powstało w Waranasi w trakcie uroczystości Aarti Ganga gdzie także zależało mi na spójności kolorystycznej. Tak jak mówiłem wcześniej, wiedziałem że kolorem przewodnim tego projektu będzie czerwony. Dodatkowo chciałem wykorzystać analogiczny schematu kolorów (kolory sąsiadujące). Musiałem zatem na tym zdjęciu zgrać odpowiedni moment, kompozycję i oświetlenie tła, które zmieniało się w schemacie RGB. Po wielu próbach powstało to zdjęcie. Jest ono dobrym przykładem pokazującym, że nawet w trakcie reportażu można mieć wpływ na harmonię kolorystyczną.
Dziękuję za te przykłady, myślę że warto zwracać uwagę, że postprodukcja jest ważna jednak o wiele ważniejszy jest przemyślany sposób fotografowania. Mówiłeś wcześniej o tym, że w czasach analoga ważny był dla Ciebie aspekt fizyczności fotografii mógłbyś powiedzieć o tym jeszcze kilka słów?
Dokładnie tak, fotografując na filmie masz do czynienie z fizycznymi obiektami takimi jak negatyw czy odbitka. Niestety w erze fotografii cyfrowej jesteśmy pozbawieni fizycznego negatywu a dodatkowo także często pozbywamy się tego drugiego elementu czyli odbitki czy druku. Gorąco polecam drukowanie swoich najlepszych zdjęć i tworzenie w ten sposób także fizycznego portfolio. Przed wyjazdem do Indii rozmawiałem z Radkiem moim drukarzem z PRINTROOM który zwrócił mi uwagę na ważny aspekt drukowanego portfolio. Otóż zaprezentowanie w ten sposób swoich zdjęć klientowi przyzwyczajonemu do ekranu komputera jest dla niego zupełnie inną formą interakcji ze zdjęciem, przez co zostanie lepiej zapamiętane. Ponadto drukowane portfolio to także dodatkowy backu-up dla naszych najlepszych zdjęć.
Czy chciałbyś coś jeszcze dodać na zakończenie naszego wywiadu.
Przede wszystkim bardzo dziękuję za rozmowę. To co chciałbym podkreślić, może wydać się truizmem, ale muszę to powiedzieć. Zajmując się fotografią nigdy nie można powiedzieć, że wie się już wszystko. Jestem zdania, że w tej dziedzinie możemy rozwijać się tak długo jak długo wystarczy ciekawości. Bo nawet jeśli wiemy już dużo to zawsze pozostaje praktyka, która z dnia na dzień czyni nas lepszymi fotografami. Zatem aparaty w dłoń i szukajcie koloru.
Jeśli teraz nie macie zbyt wielu możliwości praktykowania zapraszam Was do grupy na FB Ukryte w Lightroom, gdzie staramy się poruszać tematy związane z postprodukcją i gdzie zawsze znajdziecie wsparcie w tej dziedzinie. Jeśli poszukujecie szybszych rozwiązań i nie chcecie aby Wasza droga do dobrego koloru była długoletnią odyseją zajrzyjcie na moją stronę z ofertą szkoleń z LR www.lightroom.ukrytewkadrze.pl.
A jeśli zależy Wam na tym aby skupić się jedynie na fotografowaniu zapraszam Was do naszej nowej inicjatywy JUSTedit gdzie przyświeca nam zasada będąca parafrazą hasła KODAKA „Ty fotografujesz my robimy resztę.”
BIO
Kamil Głowacki – Nieuczesany umysł próbujący sprostać zalewowi pomysłów na realizację swoich pasji. Mąż, który bez swej żony zginąłby próbując wszystkich możliwych zajęć, ciekawostek, nowinek. Ojciec wspaniałego syna, dzięki któremu odkrywa nowy poziom produktywności. Fotografia pozwala mi mieć realny wpływ na drugiego człowieka – mam nadzieję, że tylko pozytywny. Szkolenia natomiast pozwalają mi uczyć i być nauczanym. Współpracujący z markami X-Rite, Loupedeck, Leica, Manfrotto oraz Printroom pracował już dla ponad 300 wspaniałych par ślubnych, ale także dla takich marek jak Dell, Ernst & Young, Virako, Jerónimo Martins Polska, JLL, WAM. W wolnych chwilach najchętniej uciekałbym w góry by móc lepiej poznać nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie.